wtorek, 16 listopada 2010

David Grann, Zaginione miasto Z


D. Grann, Zaginione miasto Z. Amazońska wyprawa tropem zabójczej obsesji,
Warszawa: W.A.B. 2010.

Trudno oderwać się od tej fascynującej lektury, która zabiera czytelnika nie tylko do dalekiej i niebezpiecznej amazońskiej dżungli, ale i w czasy, kiedy na mapie świata znajdowały się ostatnie białe plamy.

Bohaterem książki jest Percy Fawcett, brytyjski wojskowy i odkrywca, członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, uważany za jednego z ostatnich indywidualnych eksploratorów ery wiktoriańskiej, ponieważ wyruszał zazwyczaj z niewielką grupą mężczyzn, zaopatrzony jedynie w kompas, maczetę i podstawowe zapasy żywności i leków. W latach 1906-1925 Fawcett zorganizował kilka wypraw do Amazonii w celu wyznaczenia brazylijsko-boliwijskiej granicy oraz - co stało się obsesją podróżnika - odnalezienia pozostałości bogatej i potężnej cywilizacji prekolumbijskiej schowanej w sercu dżungli.

Ostatnia z wypraw, na którą zabrał Fawcett swojego syna i jego najlepszego przyjaciela, zakończyła się zaginięciem podróżników. Brak wieści skłaniał rodzinę i przyjaciół, a także całą zachodnią opinię publiczną, która z zapartym tchem śledziła dokonania Brytyjczyków, do wyobrażania sobie dalszych losów wyprawy. W nieprzyjaznej dżungli nawet tak doświadczony podróżnik jak Fawcett narażony był na atak ze strony Indian bądź śmierć spowodowaną chorobami, głodem i wycieńczeniem organizmu. Byli jednak i tacy, którzy sądzili, że Fawcett odnalazł swoje zaginione miasto Z, ale utrudnił to innym podróżnikom, ponieważ świadomie zacierał swoje ślady, podając w planach trasy złe współrzędne.

David Grann, amerykański dziennikarz tygodnika The New Yorker, z pieczołowitością opisuje realia początków XX wieku i motywy, które skłaniały ludzi pokroju Fawcetta do ryzykownych, ale i przynoszących sławę wypraw w nieznane. Książka Granna jest doskonale udokumentowana, przedstawia zarówno naukowe ustalenia ówczesnych antropologów, którzy byli zdania, że w nieprzyjaznej dżungli nie mogła powstać żadna rozwinięta kultura, jak i popularne, fantastyczne narracje w rodzaju Zaginionego świata Artura Conan Doyle'a, nawiasem mówiąc książki zainspirowanej działalnością Fawcetta.

Dzięki uprzejmości rodziny Fawcetta dziennikarz dotarł także do niepublikowanych notatek, dzienników i listów. Wyłania się z nich obraz człowieka ogarniętego obsesyjną myślą o mieście Z, jak sam je nazywał. Percy Fawcett rzeczywiście świadomie zacierał za sobą ślady, podawał złe współrzędne i za wszelką cenę chciał odkryć bogactwa zaginionego świata jako pierwszy.

David Grann mozolnie przedzierał przez gąszcz materiałów, dokumentów i map, ale wkrótce porzucił wycięte lasy papieru i wyruszył do prawdziwej zielonej dżungli w poszukiwaniu śladów wyprawy z 1925 roku. Choć wielu przed nim próbowało je odnaleźć, niemal wszystkie ekspedycje poniosły na tym polu porażkę - zaginęły podobnie jak ekipa Fawcetta bądź zakończyły się odwrotem i ucieczką przed nieprzyjaznymi grupami Indian. Wyprawa dziennikarza nie jest pod tym względem wyjątkiem. A jednak nie jest ona zupełnie bezowocna. David Grann dotarł do ludu Kalapalo, który prawdopodobnie jako ostatni widział Fawcetta żywego. Po krótkim przystanku w ich wiosce brytyjski podróżnik wyruszył dalej, na tereny zajmowane przez wojownicze plemiona.

Po spotkaniu z Kalapalo Grann ruszył dalej - do wioski Kuikuro, gdzie spotkał się z Michaelem Heckenbergerem, który już wiele lat prowadzi tam archeologiczne badania. Kuikuro, podobnie jak wiele innych plemion, żyją w gęstej dżungli, która - jak przekonywali antropolodzy - jest fałszywym rajem, miejscem, gdzie niemożliwe było powstanie złożonej kultury. A jednak las nosi ślady ludzkiej działalności, pełen jest obronnych wałów, grobli i dróg, które tworzą skomplikowany układ łączący wioski.

Przeczucie Fawcetta, że w głębi dżungli mogą kryć się ślady wspaniałej cywilizacji, tak często ośmieszane przez antropologów wyznających środowiskowy determinizm, okazało się zadziwiająco trafne. Choć Grann nie znalazł tego czego szukał, wnioski płynące z jego podróży i ze spotkania z Heckenbergerem przerastają najśmielsze oczekiwania czytelnika. Prekolumbijskie kultury Ameryki, choć wciąż kryją wiele tajemnic, są wnikliwie badane przez archeologów i antropologów wyzwolonych z łańcuchów XIX-wiecznego determinizmu. Aby poznać najnowsze ustalenia, słusznie podpowiada David Grann, warto sięgnąć po książkę 1491. Ameryka przed Kolumbem Charlesa C. Manna.

A co naprawdę stało się z Fawcettem? Tylko las zna prawdę.

Kauczukowy boom w Amazonii

Krzysztof Kolumb jako pierwszy opisał Indian odbijających piłkę zrobioną z dziwnej, lepkiej substancji spływającej z drzew tropikalnych, ale dopiero w roku 1869, kiedy B.F. Goodrich wyprodukował w Stanach pierwsze opony samochodowe, Amazonię, która miała właściwie całkowity monopol na najwyższej jakości lateks, ogarnęło kauczukowe szaleństwo.

D. Grann, Zaginione miasto Z. Amazońska wyprawa tropem zabójczej obsesji, Warszawa 2010, s. 99 - 100.
Nacinanie kory kauczukowca

Popyt na gumę pozyskiwaną z brazylijskiego kauczukowca rozpoczął poważne przemiany ekonomiczne i społeczne w Amazonii końca XIX wieku. Przemysł ten spowodował napływ robotników i bandytów, wycinanie lasów pod budowę kolei i dróg oraz naruszenie przez białych osadników izolacji, w jakiej do tego czasu żyło wiele indiańskich plemion. Kauczukowi przemysłowcy zajmowali przede wszystkim tereny wzdłuż Amazonki i jej dopływów, gdyż poruszanie się po rzece było stosunkowo najbezpieczniejszą i najłatwiejszą drogą do wnętrza dżungli. Próbowano także zbudować kolej łączącą Brazylię i Boliwię, ale wielu robotników zginęło z powodu chorób lub ataków Indian. Szczyt boomu kauczukowego przypada na lata 1879 - 1912.


W wyniku rozwoju przemysłu kauczukowego na Amazonką powstały pierwsze miasta, a największym z nich było Manaus. Wielcy przemysłowcy zarabiali na eksporcie gumy olbrzymie pieniądze, przewyższające nawet dochody z handlu kawą w innych regionach Ameryki Południowej.

Na przełomie lat 80. i 90. XIX wieku wybudowano w Manaus Teatro Amazonas, wspaniały budynek opery, który stanowił symbol bogactwa kauczukowych baronów. Niemal wszystkie materiały sprowadzono z Europy: marmur pochodził z Włoch, części stalowe z Anglii, meble ze stolicy Francji, a szkło żyrandoli z Murano. Kopuła opery wyłożona jest mozaiką w narodowych barwach Brazylii.

Teatro Amazonas w Manaus

Kauczukowy boom zakończył się, kiedy Brazylia straciła monopol w produkcji gumy. Przyczynił sie do tego Sir Henry Alexander Wickham, który w 1976 roku przemycił nasiona kauczukowca do Anglii, do Royal Botanic Gardens, Kew. Anglicy z powodzeniem rozpoczęli uprawę tej rośliny w Malezji, na Sri Lance i w Afryce.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Kongo: Biały król, czerwona guma, czarna śmierć

reż. Peter Bate, BBC (2003)

Film można obejrzeć na stronie Free Documentaries.

Dokument Petera Bate'a o zbrodniczych rządach Leopolda II w Kongo w okresie boomu kauczukowego w latach 80. i 90. XIX wieku. Wyprodukowany przez BBC film zawiera przede wszystkim typowe dla telewizyjnych dokumentów rekonstrukcje wydarzeń oraz wywiady z historykami, urzędnikami i przewodnikami, a także materiały nakręcone w Belgii i Kongo oraz niewielką liczbę archiwalnych filmów i fotografii.

Autorzy dokumentu portretują króla Leopolda II jako człowieka opętanego ideą posiadania kolonii, które stanowiły o sile państwa i mogły być źródłem olbrzymich dochodów. W młodości Leopold II dużo podróżował. Z greckiego Akropolu przywiózł fragment marmuru, na którym kazał umieścić swoją podobiznę i napis Il faut à la Belgique une colonie (Belgia musi posiadać kolonie). W końcu udało mu się zagarnąć olbrzymi fragment ziemi w centralnej Afryce, 76 razy większy niż sama Belgia.

Film ukazuje nie tylko okrucieństwo belgijskich kolonizatorów, ale i sposoby wymazywania z publicznego dyskursu pamięci o afrykańskich zbrodniach króla, na przykład poprzez tworzenie i celebrowanie narodowych symboli (obchody 50. i 75. rocznicy niepodległości, budowa Parku Cinquantenaire i Łuku Triumfalnego z prywatnych pieniędzy króla) oraz przypisywanie Leopoldowi II roli nowoczesnego władcy niosącego Afryce dobrodziejstwa cywilizacji (Royal Museum for Central Africa przez długi czas upamiętniało jedynie belgijskich oficerów, a nie ofiary ich terroru).

Pomnik Leopolda II w Brukseli

Współczesne, powszechne podręczniki historii wciąż ukazują belgijskie rządy w Kongo jako czas nowoczesnych przemian i ucywilizowania czarnych społeczeństw. Oto fragment belgijskiego podręcznika dla dzieci w wieku 10-12 lat:
Kiedy Belgowie dotarli do Konga, zastali populację ludzi będących ofiarami krwawej rywalizacji i handlu niewolnikami. Krok po kroku belgijscy urzędnicy, misjonarze, lekarze, koloniści i inżynierowie cywilizowali czarną ludność. Tworzyli nowoczesne miasta, drogi i koleje, porty i lotniska, fabryki i kopalnie, szkoły i szpitale. Ich praca znacząco polepszyła warunki życia tubylców.

Cyt za: Guy Vanthemsche, The Historiography of Belgian Colonialism in the Congo, [w:] Europe and the world in European historiography, red. C. Lévai, Pisa 2006, s. 89.

Tymczasem Adam Hochschild, autor książki King Leopold's Ghost: A Story of Greed, Terror, and Heroism in Colonial Africa uważa, że ofiarami bezwzględnej polityki króla mogło paść 10 milionów ludzi.