środa, 27 października 2010

Kongo: Potrzeba matką przemocy

Szkocki chirurg J.B. Dunlop w 1887 roku wpadł na pomysł, by dziecinny rower swojego małego synka wyposażyć w nadmuchiwaną gumową dętkę. Rowerową oponę opatentowano w 1888 roku. W ciągu następnych lat popyt na kauczuk wzrósł wielokrotnie. To tłumaczyło okrucieństwa kongijskiego reżimu opisane w dziennikach Sjöbloma i Glave'a.
Sven Lindqvist, Wytępić całe to bydło, Warszawa 2009, s. 39.


Od połowy lat 80. XIX wieku Kongo było formalnie nie tyle kolonią, co prywatną własnością króla Belgii, Leopolda II i nosiło nazwę Wolne Państwo Konga.

Leopold II

W 1891 roku Leopold II dał swoim reprezentantom monopol na handel kauczukiem i kością słoniową, a tubylców obciążył obowiązkiem pracy i transportu. Przedstawiciele Leopolda, jak pisze Lindqvist, rekwirowali kolonialne dobra bez jakiegokolwiek wynagrodzenia dla miejscowych, a tych którzy buntowali się przeciwko niewolniczej pracy, karano spalonymi wioskami, morderstwami i odłączaniem dzieci od rodzin, obcinaniem dłoni. Podobne surowe kary czekały tych, który nie dostarczyli Belgom ustalonej ilości kauczuku.

Szacuje się, że pod rządami Leopola II w Kongo zginęło kilka lub nawet kilkanaście milionów ludzi, a historycy skłonni są nazwać ten okres rządów ludobójstwem.

Rysunek ukazujący stosunek
Leopolda II do jego prywatnej kolonii

Edward Wilhelm Sjöblom był misjonarzem, który w 1892 roku podróżował przez Kongo poszukując miejsca na placówkę. W czasie podróży widział okrucieństwo białych kolonizatorów, którzy byli przekonani, że tylko przemocą można ucywilizować czarnego. Takie też było początkowe stanowisko E.J. Glave'a. jego poglądy zmieniły się, kiedy sam stał się świadkiem tortur. Posłuszeństwo wobec białych wymuszano najchętniej pejczem ze skóry hipopotama, który już po kilku uderzeniach zostawiał dotkliwe rany na ciele.

W 1908 roku, pod naciskiem opinii publicznej, przekształcono Kongo w kolonię Belgii.

poniedziałek, 18 października 2010

Holenderska Kompania Wschodnioindyjska

Pieprz, goździki i gałka muszkatołowa należały do najcenniejszych i najdroższych towarów na świecie. W 1602 roku grupa kupców założyła Vereenigde Oost-Indische Compagnie, znaną również pod skrótem VOC. W 1670 roku Kompania Wschodnioindyjska przemieniła się w najbogatsze przedsiębiorstwo, jakie zdołał dotąd powołać do życia człowiek, zatrudniało 50 000 pracowników, dysponowało własnym wojskiem liczącym 30 000 żołnierzy oraz należącymi do niego 200 okrętami transoceanicznymi.

R. Orizio, Zaginione białe plemiona, Wołowiec 2009, s. 35.

Holenderska Kompania Wschodnioindyjska była niemal osobnym państwiem, dysponującym własnym wojskiem i przywilejami samodzielnego prowadzenia wojen i zawierania sojuszy. Swoją potęgę finansową zawdzięczała monopolowi w handlu przyprawami. Był to pierwszy na świecie międzynarodowy koncern, panujący nad najważniejszymi szlakami handlowymi.

Zasięg imperium VOC

Najważniejsze faktorie i porty Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej:
  • na Jawie, w 1619 roku wojska Kompanii pod przywództwem Jana Pieterszoona Coena wkroczyły do Dżakarty i założyły twierdzę Batavia, która stała się główną siedzibą VOC
  • na Wyspach Korzennych (Moluki), nazwanych tak ze względu na uprawę roślin dających przyprawy takie jak gałka muszkatołowa czy goździki
  • na Cejlonie, w połowie XVII wieku Holendrzy położyli kres portugalskiemu panowaniu nad wyspą i złamali portugalski monopol na handel cynamonem
  • Kaapsztad, Przylądek Dobrej Nadziei, osada założona w 1652, była portem, do którego zawijały statki podróżujące do Wschodnich Indii, aby uzupełnić zapasy.

Jan Pieterszoon Coen
Jacob Waben, pocz. XVIII wieku

W ówczesnym świecie przyprawy były wszystkim. I każdy środek w wojnie o opanowanie handlu nimi uznawano za dopuszczalny. Słynny Jan Pieterszoon Coen, stojący na czele VOC, opłacił armię japońskich najemników, aby torturowała, ćwiartowała i ścinała głowywszystkim mężczyznom z wysp Banda w archipelagu Moluków (...). Ludność z wysp Banda - zanim dotarła tam VOC - liczyła 15 ooo, a piętnaście lat później miała zmaleć do 6 tysięcy. Na wszystkich Wyspach Korzennych Holendrzy wprowadzili karę śmierci dla każdego, kto zostanie przyłapany na uprawie, sprzedaży, kupowaniu i kradzieży albo posiadaniu bez zezwolenia gałki muszkatołowej, cynamonu albo goździków.

R. Orizio, Zaginione białe plemiona, Wołowiec 2009, s. 35.

niedziela, 17 października 2010

Władza i vodou

Książki głoszą, że dożywotni prezydent François Duvalier został pochowany w 1971 roku, 24 kwietnia (tj. w dzień, który jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jest też dniem barona Samedi, bóstwa śmierci rządzącego wuduistycznymi zaświatami) po mszy żałobnej odprawionej w katedrze w Port-au-Prince i po oddaniu stu jeden salw z dział. (...) Duvalier został wybrany 22 września 1957 roku. "22" było jego szczęśliwym numerem: 22 listopada 1963 świętował szampanem zabójstwo Johna Kennedy'ego, swego nieprzyjaciela; dokądkolwiek się udawał, towarzyszyło mu dwudziestu dwóch Tonton Macoutes, uzbrojonych żołnierzy w ciemnych okularach, którzy terroryzowali ludność, każąc jej wierzyć, że są zombi i posiadają nadnaturalne moce. Po swej śmierci Papa Doc wszedł do panteonu bóstw wudu pod imieniem Loa 22 Os, czyli dobrego ducha numer dwadzieścia dwa.

R. Orizio, Zaginione białe plemiona, Wołowiec 2009, s. 186-187.

François Duvalier - karierę polityczną zaczynał od posady dyrektora narodowej służby zdrowia, a następnie ministra zdrowia. W 1957 roku zwyciężył w wyborach prezydenckich, między innymi za pomocą niedemokratycznych, brutalnych metod - korupcji, zastraszania i mordowania przeciwników politycznych. W swoich kampaniach odwoływał sie do afro-haitańskiej części społeczeństwa, umocnił kult vodou, traktując go jako instrument władzy. Kreował swój wizerunek na wzór barona Samedi, bóstwa kultu vodou.


Tonton Macoute była jego prywatną milicją, stworzoną na wzór faszystowskich Czarnych Koszul. To z ich pomocą Duvalier sprawował autorytarną władzę, opartą na morderstwach, torturach, wymuszeniach i korupcji. Liczbę ofiar jego reżimu szacuje się na 30 tysięcy. Nazwę tego szwadronu śmierci tłumaczy się na język angielski jako boogeyman, na polski zaś - dosłownie - jako "dzieciojad".

Po śmierci Duvaliera prezydentem został jego syn Jean-Claude Duvalier, który miał wówczas zaledwie 19 lat. W 1986 roku został obalony i zmuszony do wyjazdu z Haiti. (źródło: Wikipedia)

Jean-Claude Duvalier nad trumną swojego ojca

piątek, 15 października 2010

Polacy na Haiti [2]

Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku do Cazales, haitańskiej wioski, w której żyją potomkowie polskich legionistów, przyjechał pewien Polak o nazwisku Jerzy Detopski, aby - jak sam twierdził - odnaleźć swoich krewnych. Po krótkim pobycie zaprosił do Polski Amona Fremona, jednego z członków wspólnoty, który w następujący sposób opowiadał o swojej podróży:
W tamtych dniach tam w kraju toczyła się wojna i kraj potrzebował kogoś obdarzonego magiczną mocą. Jerzy woził mnie od miasta do miasta i organizował wielkie święta magii. W każdym mieście, razem z przynajmniej dwudziestoma pięcioma białymi, szliśmy do lasu i razem odprawialiśmy rytuały.

Za: R. Orizio, Zaginione białe plemiona, Wołowiec 2009, s. 176.
Orizio nie wyjaśnia, kim był ów Detopski, ponieważ - jak przyznał w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" - po prostu tego nie wiedział. Tymczasem chodzi o Jerzego Grotowskiego, reżysera teatralnego, który w ramach Teatru Źródeł badał rytuały różnych plemion, aby odkryć ich teatralną formę i skonfrontować je z własnymi technikami teatralnymi.

Leszek Kolankiewicz o Grotowskim:
Z polskiego legionisty, oficera, który wykazał się męstwem podczas tłumienia powstania czarnych niewolników na San Domingo, a który nazywał się Feliks Grotowski, zrobił swojego przodka; i potrafił wmówić nawet historykom, że ten oficer przeszedł na stronę rebeliantów. (...) W książce „Tribů bianche perdute” („Lost White Tribes”) autor Riccardo Orizio relacjonuje rozmowę z cazalczykiem, kapłanem Vodou (jak mówi się po haitańsku), którego niejaki „Jerzy Detopski” – chodzi oczywiście o Grotowskiego – zabrał w 1980 r. do Polski.
Kiedy w 2009 roku prof. Kolankiewicz odwiedził Cazales, Amon Fremon już od kilku lat nie żył.

czwartek, 14 października 2010

Polacy na Haiti

Konflikt, który miał zaprowadzić Polaków na Haiti, zrodził się w 1794 roku, kiedy na San Domingo zniesiono niewolnictwo, a właściciele plantacji zakwestionowali tę decyzję. Czarni niewolnicy wzniecili bunt, łudząc się, że rewolucyjny Paryż stanie po ich stronie. Jednak Haiti było dla Francji zbyt ważne by mogła ryzykować jego utratę. Z kolonią San Domingo prowadzono połowę oceanicznego handlu, a od sprowadzanych z Perły Antyli kawy, indygo, kakao, bawełny i cukru zależało przetrwanie wielu portów. Istniało nawet powiedzenie "bogaty jak Kreol".
R. Orizio, Zaginione białe plemiona, Wołowiec 2009, s. 178.

Pierwsze oddziały polskich legionistów wyruszyły na Haiti w latach 1802-1803. Z listu Józefa Nowickiego (1803):
Tutaj wojnę prowadzi się w zupełnie inny sposób niż w Europie. W ciągu ostatnich trzech dni sprowadziliśmy sobie z kolonii hiszpańskich 200 psow do walki, jutro mamy nadzieję otrzymać 400 dalszych. (...) Brytany ćwiczą całymi dniami na żywych Murzynach, których rozszarpują bez litości.

Za: R. Orizio, Zaginione białe plemiona, Wołowiec 2009, s. 165.

Czarnymi buntownikami dowodził Pierre Dominique Toussaint L’Ouverture, nazwany przez Chateaubrianda ironicznie "czarnym Napoleonem", a często określany także jako "czarny George Washington". Kiedy został pojmany i zesłany do Francji, zastąpił go Jean-Jacques Dessalines, który proklamował niepodległość i miał powiedzieć:

Ów akt niepodległości spiszę, mając za kałamarz czaszkę białego człowieka, używając jego krwi niczym atramentu, a za bibułę posłuży mi jego skóra. Piórem będzie mi bagnet.
Za: R. Orizio, Zaginione białe plemiona, Wołowiec 2009, s. 181.

Jean-Jacques Dessalines

W 1806 roku Dessalines został zamordowany, a po jego śmierci Haiti przekształcono w republikę. Była to pierwsza czarna republika na świecie.

***
Legenda głosi, że w czasie walk część Polaków opuściła szeregi francuskie i opowiedziała się za walczącymi niewolnikami, dostrzegając w ich losach swoje własne dążenia niepodległościowe.

Konstytucja z 1805 zawiera interesujący zapis świadczący o uprzywilejowanej pozycji Polaków. Otóż według artykułu 13. spośród wszystkich les blancs jedynie Polacy i Niemcy, znaturalizowani decyzją rządu, mieli pełne prawa obywateli kraju, mogli posiadać ziemię i handlować towarami wyprodukowanymi na wyspie.

Polacy, którzy zdecydowali się pozostać na Haiti, nie należeli jednak nigdy do majętnych warstw haitańskiego społeczeństwa, nie byli posiadaczami ziemi, nie prowadzili handlu towarami kolonialnymi. Ich potomkowie żyją w biednej wsi Cazales.